Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 025.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   21   —

Za nim na koniu dzielnym ciągnął Wojewoda Szczepan wąsa podgryzając, daléj co najprzedniejsi krakowscy ziemianie, stare rody tutejsze, ojczyce odwieczni, co razem z Piastami tu przyszli, albo przed niemi się poczęli.
W orszaku księcia jechał i Stach, któremu oczy błyskały weselem razem i łzami, daléj Wichfried szczęśliwy i co żyło przyjaciół tego który dotąd nie miał wrogów.
Ten dzień miał mu ich uczynić.
Po drodze ciągle stawać było potrzeba, zachodzili mu ją i zajeżdżali mieszczanie, duchowni panowie, żupani zamków sąsiednich, którzy już je na imię Kaźmierza pozdawali.
Powtarzano ciągle — Żyw bywaj, zbawco nasz!
Strwożony w sumieniu gwałtem jaki na nim popełniono, pół żyw wjechał Kaźmierz i stanął u progu kościoła na Wawelu. Tu stał archidjakon w szatach uroczystych, z krzyżem i wodą święconą i duchowni wszyscy nucąc hymn ambrozjański, hymn tryumfu i dziękczynienia, któremu przygrywały dzwony.
Przodem wszedł Biskup, za nim książę do ołtarza wielkiego, przed którym padł na kolana, twarzą na ziemię i płakał.
— Odwróć panie ten kielich odemnie!
Gdy się to działo, dworek Skarbnego Juchi-