Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 042.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   38   —

Zaprzeczał czasem i uniewinniać się starał, lecz dowody były zbyt jawne, i składanie winy na Kietlicza, oczyścić Mieszka nie mogło.
Żale te, utyskiwania, opowiadania o rządach i sądach, czyniły na księciu wrażenie tém boleśniéjsze, iż się co chwila bardziéj przekonywał jak wprowadzenie napowrót Mieszka, trudném było, niemal niepodobném. Jedni obawiali się zemsty, drudzy uraz i krzywd nie mogli przebaczyć, wszyscy błogosławili Boga, iż ich wyzwolił z téj kaźni.
Tak spłynął ten piérwszy dzień, bez wytchnienia prawie dla Kaźmierza, a gdy późnym wieczorem wymknął się do pustéj komnaty swej dla spoczynku po tym gwarze i pisku, Wichfried który mu towarzyszył znalazł go tak godnym politowania, że radby był czémkolwiekbądź weselszą myśl, rozrywkę poddać jakąś.
Zdało mu się, iż przypomnienie pięknéj wdowy, potrafi rozbić te mroki. Wichfried wiedział już o jéj przybyciu i nie wahał się z lekkomyślnością, do któréj książe był z jego strony nawykły, oznajmić mu pocichu, z uśmiechem, iż Dorota rozkazów usłuchała i w Krakowie się już znajdowała, a dom jéj nie zbyt daleko położony, łacno było odwiedzić, gdyby książe życzył sobie tego. Namawiał nawet na to, powiadając, że po dniu takiéj pracy ciężkiéj należała chwila lepszéj myśli.