Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 056.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   52   —

wprost pociągnął do Gniezna i Poznania zbierać tam swoich i Pomorzany. Z Kietliczem się tu naradzali, aby słać do ks. Sobiesława do Czech i do zięciów na Niemce. Ano — z tamtąd pomoc albo nierychła, lub żadna.
Tu przestał mówić nieco Mierzwa i znowu przybrał inną postawę i minę — głos nawet jego spoważniał i namaścił się proroczém natchnieniem.
— Wszystko to się rozbije i pójdzie w niwecz — rzekł — gdy się jednego zażyje sposobu. Starszy syn Mieszka Otto, dla was drogie narzędzie! Znienawidził on macochę naprzód, potém ojca dla srogości jego, jako pierworodny do Poznania rości i ma prawa — pełnoletni jest, ambitny. — Uszedł już ojcu i wypowiedział posłuszeństwo. Zyskać go trzeba. Niech książę Kaźmierz puści mu Poznań od siebie, Mieszkowi pod nogami ziemi zabraknie.
Dokończywszy Mierzwa się uśmiechnął zwycięzko i obejrzał do koła.
— Jakto? syn, poszedłby na ojca? — spytał Stach zdumiony.
Mierzwa szydersko usta skrzywił.
— Ja go znam — rzekł — pójdzie! Ojciec go niecierpi, bo macocha mu serce doń popsuła. Otto go ma za wroga.
Juchim pokiwawszy głową, jakby się dziwił rozumowi przyjaciela, szepnął.