Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 058.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   54   —

wiedź, a bądźcie pewni, że szczerze służąc, zyszczecie więcéj, niż knując zdradę! — rzekł Stach w końcu.
Żyd i Mierzwa zakrzyknęli głośno przeciwko samemu o zdradę posądzeniu, oba już tak kochali Kaźmierza, że życie zań dać byli gotowi.
Z południa, zostawując konie w gospodzie, Stach wyszedł z niéj i pomyślawszy nieco, udał się wprost na dwór biskupi. Tu się teraz wszystko skupiało.
Przystęp nie bardzo był łatwy, oblegano Gedkę, ale Stach powiedział kapelanowi, iż szło o bardzo ważną sprawę, która się księcia tyczyła prosząc, aby go niezwłocznie wpuszczono, a szyję stawiąc za to, że darmo nie zabierze czasu.
Po chwili otwarto mu drzwi do komory, do któréj i biskup wszedł zaraz a zobaczywszy niepoczesnego i nieznajomego człeka, zrazu się zachmurzył.
Stach dostrzegł tego, pocałował go w rękę i odezwał się.
— Niech wasza przewielebność nie zważa, żem człek mały i nieznaczny, mali się też czasem na coś przydać mogą, gdy o wielkie chodzi sprawy.
— Mów, a krótko. Czego chcesz? — odparł biskup surowo.
Stach pokrótce ale dobitnie opowiedział, jakim sposobem zabiegi Mieszka można było zwichnąć. Powtórzył co od Mierzwy słyszał.