Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 068.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   64   —

Goworkowi książe z Krakowa odjechać pozwolił, polecając mu pieczę nad zamkiem i ziemią całą. Gdy wyjeżdżał a pytał, coby przysłać z Sandomirza, Kaźmierz nie zażądał nic, choć mu tu na wielu rzeczach, do których był przywykł, zbywało.
Jednego dnia, gdy się na łowy wybierał, z których teraz powracając prawie zawsze dawał się wieczorami zaciągnąć do wdowy, oznajmiono mu iż dwaj bracia jéj przybyli do niego.
Wichfried, który o nich wiadomość przynosił, nie taił ani radości z tego, że przybywali oddać panu swemu hołd należny, ani pewnéj obawy, aby na wdowę nie nastawali.
Bracia z Tęczyna, ludzie wielkich dostatków, ród Toporczyków, jeden z najstarszych w krakowskim i najważniejszych, wybrali się na dwór pański z okazałością, jaka im przystała.
Ociągali się z tem długo, spodziewając Mieszka powrotu, ale gdy czas uchodził, niebezpieczeństwo wzrastało, a w końcu Mierzwa przybył z zapewnieniem że śmiało jechać mogą, stawili się na zamek.
Kaźmierz jak był dla wszystkich łaskaw i dobrotliwy, ku nim też wyszedł z twarzą pogodną. Młodszego z nich znał niegdyś, bo ten z Henrykiem jeździł na wojnę i łowy. Stali dwaj rycerze we zbrojach pięknych, przy mieczach i pasach, odziani, jak do pana należało, ale z twarzami po-