Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 082.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   78   —

Tak — gwałty, rozboje, grabieże, czynią u nas życie nieznośném, niema tego nigdzie indziéj po świecie co u nas. Kmieć nie jest pewien tego co ma, ani osoby swéj, książęcy i ziemian słudzy pędzą go z pola do przewodu, spasają mu zboże, rozwalają stogi, nękają bezbronnego.
Temu położę koniec.
Położę koniec samowoli, napadaniu na majątki duchownych, po śmierci tych co je trzymali, wszystkim zwyczajom złym tego państwa, które się w niém wkorzeniły.
Wy, ojcze duchowny, wy ziemianie moi, dopomóżcie! Ja jako książe zrzekę się za siebie i następców praw starych ucisku nad ludem, — niech się zrzekną i inni, niech zapanuje u nas chrześciańskie miłości prawo! braterstwo ewangelii.
Chcecie abym panował, dajcie mi to uczynić, albo, niech rozkazuje inny.
Biskup powstał podnosząc ręce do góry i wołając wielkim głosem.
— Witaj nam, gospodynie, panuj! niech się dzieje pobożna wola twoja. Amen! Amen!
Wnet i drudzy wołać poczęli za Biskupem — Amen, wywołując księcia i królem chcąc go głosić. Radość i uniesienie panowało nadzwyczajne.
Kaźmierz stał drżący jeszcze od tego co z piersi jego wyszło, jak cięciwa łuku gdy strzałę cisnęła — patrzał do koła, radował się i oczy łzami mu zachodziły.