Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 111.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   107   —

Ziemianin Chmara, którego książe lubił dla wesołéj myśli, na dworze jego więcéj przebywający niż w domu, któremu Kaźmierz pozwalał mówić co chciał, powracającego przywitał całując kraj szaty.
— Miłościwy panie — odezwał się żartobliwie — łaska to Boża iż ze Szlązka nam choć ze gzłem i suknią wracacie, baliśmy się by i te tam nie zostały.
— Wierzajcie mi — odparł Kaźmierz — iż miléj jest dawać niż brać, i gzło widzieć na cudzych niż na swych ramionach.
— Kto ma ich na wymianę podostatkiem — rzekł Chmara — ale Wam miłościwy książe, bodaj wkrótce żadne nie zostanie.
Na to Kaźmierz, odparł śmiejąc się.
— Nie drogo zapłaciłem, jeźlim Oświecimem i Bytomiem serca kupił.
— Pewnie — rzekł Chmara — dodaćby jeszcze można parę włości, a no serca przedajne nigdy nie są pewne. Jeźli je kupić można, lada kto je — odkupi.
Westchnął książe i nie mówił już nic.
Chmara ten nietylko Kaźmierzowi ale i Biskupowi czasem prawdy dosyć gorzkie prawił, nie szczędził nikogo; staruszek jednak miły, słowo najprzykrzejsze tak osłodzić umiał, a czuć było że ono z serca płynęło, iż nikogo nie pogniewał. Gdy go na dworze zabrakło, wszyscy za nim