Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 135.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   131   —

Nie czuł wcale zmordowania. Wichfried aż szepnąć musiał mu iżby na spoczynek po dniu tak znojnym udać się czas było, na co Kaźmierz uśmiechając się odpowiedział iż szczęśliwym się czuje nie znużonym.
Wstał jednak i dał mu się zaprowadzić do przygotowanéj komory, chociaż ziemianie podochoceni długo jeszcze za stołami przesiedzieli.
Jak wszyscy ówcześni królowie i książęta, Kaźmierz rycerzem będąc i łowcem, pieszczonym nie był, wielkich więc wygód niepotrzebował. Twarde posłanie, prosty posiłek starczyły. Izba sypialna, jakby w obozie, łoże miała ladajakie, a jedyną jéj wspaniałością były złociste naczynia z wieczornym napojem, zbroje i stroje, jakich książę potrzebował.
Spało się na skórach, często na mało pokrytéj słomie i sianie.
Kaźmierz ledwie z pomocą komorników swych rozdział się ze szat kosztownych i stał w jednym kaftanie, do snu się zabierając, gdy do drzwi zaskrobano.
Wyszedł jeden ze sług zobaczyć i oznajmił że Bolko wrocławski z księciem mówić pragnął sam na sam.
Kaźmierz, który nie zbyt dawno ich z bratem pojednał, a zgodę uczynioną, pragnął utrzymać, sądząc że dla téj sprawy Bolko mu się