Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 144.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   140   —

U stołów Bolko się przysiadł do księcia badając go pilno oczyma o skutek rozmowy.
— Czekam na odpowiedź Biskupów, — szepnął mu Kaźmierz.
Bolko okazał trochę zakłopotania ale — zmilczał.
Dotąd, choć ziemianie po kątach cicho szemrali, nie było znaków aby to ich bardzo bolało co się dokonało. W obozie i na zamku wesołość panowała i ochota wielka, ze wszystkich ziem rycerstwo się bratało, opowiadało sobie co się gdzie działo, śmiechy się raźne rozlegały, a poza kępą zamkową, o ile błotnista okolica dozwalała, szalano po troszę, zwłaszcza młodzież, wyścigając się, biegając o zakłady, probując koni zręczności i siły. Pod wieczór jednak Kaźmierz i drudzy spostrzegli że się coś w téj zgodnéj dotąd ciżbie zawichrzyło.
Ludzie się poczęli powoływać, zbierać w kupki osobne, ściągać po kątach. Tu i owdzie słychać było dających sobie hasła wielkopolan. Domyślił się Kaźmierz że słowo już puszczono między nich. Lecz że wieczór nadchodził, czasu zostawało mało, nie widziano więcéj nad to że rycerstwo od Poznania i Gniezna osobno się wyłączyli i bardzo żwawo gwarzyli.
Ze wszystkich ziem co się tu zgromadziły, krakowska najbardziéj się odznaczała butą i samowolą, — ztąd szło zawsze hasło do upominania się swobód i roszczenia praw.