Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 158.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   154   —

mi Biskupi i księża rządzili? Co wam Gedko powié, wy go zaraz słuchać macie? Niespodobał mu się Mieszek, wygnaliście go precz, a podoba mu się go sadzić na nasze karki, to wy mu będziecie pomagali?
Pamiętajcie że Biskupi nie wieczni, a z nami przymierze trzymać lepiéj niż z niemi.
Podweseleni i siłą swą rozmarzeni krakowianie, dosyć się na to godzili.
Jeden Mikołaj Lis, brat Pełki, Dziekana krakowskiego, pan znaczny, umysłu przebiegłego, rozumu wielkiego, który niegdy na naukach we Włoszech z bratem bywał i tam się po różnych szkołach ćwiczył — na hałasy te głową potrząsał. Pomagał mu Chmara, drwiąc z zapalonych.
Mikołaj mówił.
— Gdy dla lada czego panów zaczniemy mieniać raz w raz jak płoche dzieci, pośmiewisko z siebie uczyniemy. Okaże się że Mieszek co nas żelazną ręką trzymał praw był, bo dobrą wolą nic nie zrobi z nami. Sprawa to nie nasza, a Wielkopolan, co my mamy dla nich zrywać z panem dobrym, łaskawym, który nam ojcem jest?
A Chmara wtrącał.
— Nie macie słuszności, panie Mikołaju, trzeba coraz to z innego pieca chleba probować. Wyrzućmy Kaźmierza że dobry, weźmijmy sobie Leszka, który ledwo dysze, ten będzie lepszy,