Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 164.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   160   —

trzeba czekać z radą aż się to okaże prawdą. Za cieniem gonić, dziecinna sprawa.
— Pełen zamek tego! powtarzają wszyscy! — wołano niecierpliwie.
— Cóż z tego? — odparł Zbisław — rozumny człek nim uwierzy, czeka aż posłyszy z takich ust co u źródła były.
— Biskup Gedko nie zaprzeczał! — zawołał Skóra.
— A upewniłże was że to prawda?
Zaczęli się sprzeczać, jedni utrzymywali że upewniał, drudzy że tylko przypuszczenia bronił.
Sprzeczka taka urosła między przybyłemi, iż się ku sobie sunąć zaczęli z wołaniem wielkiem. A Biskup ich uśmierzał i do zgody nakłaniał. Mimo to rozdwoili się i z jednéj gromady dwie urosło.
Zbisław rzekł im w końcu.
— Nie ma nic, nie wiemy nic, gdy się dowiemy że nam istotnie grozi niebezpieczeństwo, poradziemy sobie na nie. Jam pasterz wasz nie dam was na wilcze zęby. Nie rozpaczajcież przed czasem, nie zrywajcie się, gdy nie ma czego. Pokój z wami.
I pobłogosławił.
— Z Bogiem idźcie, dobrzy ludzie, z Bogiem!
Poprzestać musieli na tém. Chciało się im ujadać jeszcze, nie mieli z kim, więc wychodząc sami z sobą spierali się zajadle zkąd tę wieść