Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 179.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   175   —

cia pytać poczęła, o podróż, pobyt w Łęczycy i co się tam działo. Stach szeroko i długo opowiadać począł, nic nie kryjąc przed nią, przyznał jakie z sobą wiózł utrapienie i niepokój.
Nawzajem Jagna pochyliwszy mu się do ucha, szepnęła z jakąś gorączkową niecierpliwością — A ja już wiem, gdzie ona jest!
Domyślił się Stach o kim mówiła. Nie pierwszy to raz uderzała go namiętność z jaką Jagna wymawiała to — Ona! Oczy jéj płonęły, brwi miała ściągnięte, twarz gorzała gniewem. Wszystko w świecie zresztą było dla niéj obojętném, tylko to co Kaźmierza tyczyło, tak ją poruszało. Stach sądził iż się tak przejęła jego przywiązaniem do księcia.
Zwykle martwa i pogrążona gdy wspomniała go lub Dorotę, zdawała się jakby od iskry za żegniętą[1].
— Wiem gdzie ona — odezwała się tajemniczo — Nad Wisłą stoi pod zamkiem wielkie domostwo stare. Kupił je Wichfried, parkany pobudowano wysokie, wrota okuto. Tam jéj nora.
— Zkądże ty wiesz o tém?

— Ja? — odparła namyślając się trochę z odpowiedzią[2] — W niedzielę byłam w kościele u Ś. Wacława. Tęskno mi było, spiewali księża chciałam posłuchać. Weszła osłonięta niewiasta; któréj twarzy nie można było rozeznać, alem ja ją poczuła zaraz. W kościele tak jak nikogo nie

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – zażegniętą.
  2. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak kropki kończącej zdanie.