Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 180.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   176   —

było, stanęła za słupami; nie widziała mnie. Odkryła potém twarz trochę, poznałam — ona była. Ja ją z ulicy znam.. Wyszła potém oglądając się, ja w ślad za nią.
Posadzili ją pod samym zamkiem! ażeby łatwiéj się do niéj mógł dostać! Dom zaparty, jak pustka, ale czeladzi i stróżów dosyć.
Jagna poczęła chodzić żywo, powtarzając — Nie zbyć się jéj ztąd! nie zbyć téj czarownicy przeklętéj!
Stach rozpytawszy o położenie domu, aby sam mógł sprawdzić gdzie była, opowiadał o tém co się w Łęczycy działo. Jagna słuchała tak obojętnie jakby nie ledwie już życzyła, by go nazad do Sandomirza wygnano.
— Tuście wy mu szczęścia nie dali — rzekła — co mu potém że więcéj ludzi się kłania? Tam spokojny był, tu mu grożą! a ta wiedźma życie z niego wysysa! Wypędzą go? wróci tam, lepiéj będzie.
— Nie wróci tam, nigdzie mu nie dadzą potém spocząć, jeźli ztąd wygnają — odparł Stach — będzie tak błądził po cudzych kątach jak Władysław i Mieszek, odbiorą mu wszystko! Zginąć może!
Bronić go trzeba, — dodał — bo wszyscy ślepi, nawet Biskup, a na niego zmowy straszne!
Stach się zapalać począł, a Jagna mu przerwała.