Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 186.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   182   —

króbki swe włosi targowali dzień cały z wielką się oświadczając wdzięcznością dla opiekuna swojego. Jagna przez okno tylko popatrzywszy na to co rozłożyli, pogardliwie się odwróciła. Nie dbała teraz wcale o to co ją przystroić mogło.
Nim wieczór nadszedł, Stach się w myśli swéj powędrowania z włochami utwierdził mocniéj, niewiedział tylko jak to zagaić, nieobudzając w nich podejrzenia.
Z Andreą siedząc do późna, Stach, nalawszy mu wina którego dawno nie pił, poufną zaczął rozmowę, zwierzając mu się iż rozmiłowany był w pewnéj niewieście do któréj dostąpić nie mógł. Włoch mu się naprzód za posła i pośrednika ofiarował — ale tego nie starczyło. Stach objawił mu myśl swoją iż do miasta w którym mieszkała, mógłby z niemi iść za kupca przebrany, a po drodze i na miejscu sprzedaćby wiele dopomógł. Włoch, jak tylko się dowiedział że o miłosną szło sprawę, z wielkiem współczuciem się oświadczył, i gotów był dostarczyć ubrania. Twarz ciemniejszą uczynić łatwo było.
Ręcząc za dobry odbyt towaru na Szlązku, Stach oprócz tego ofiarował sowite wynagrodzenie. Stanęła więc umowa nazajutrz, i zejść się miano na gościńcu, który wskazał. Tam zmieniwszy odzież wędrować z niemi miał do Raciborza. Jeden Żegieć, któremu Stach ufał wiedzieć miał o tém, przed Jagną nawet Stach nie przy-