Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 187.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   183   —

znał się do tego co przedsiębrał. Poszedł się tylko opowiedzieć jéj że dla spraw księcia i śledzenia obrotów Mieszka, jutro w drogę puścić się musi.
Jagna dosyć była rada zawsze gdy wyjeżdża tym razem jednak spytała.
— A gdy cię tam poznają i pochwycą?
— Nie wiele na tém stracicie — odparł Stach smutno — jam ci się wam nie przydał na nic piąte koło u wozu.
— A bez was — rzekła Jagna — sama jedna na świecie! Gdy jesteście tu, trwożę się i przykro mi, gdy odejdziecie, niepokoję się.
— Jednak pójść muszę — odpowiedział Stach — a da li Bóg, powrócę. Jam tu ani mąż ani sługa — przybłęda na łasce..
Uśmiechnął się gorzko.
— Inaczéj z nami być nie może — rzekła Jagna — tylko żeście tu nie przybłędą a bratem. Ja w sercu trupa noszę, z nimby wam w niem jak w grobie było niezdrowo.
Główką potrząsła. — Siostrą wam jestem dobrą — po co wam więcéj?
Na to nieodpowiedział Stach, ale ujęty jéj głosem tęsknym i okazaną przychylnością, nie zataił już, że z kupcami się chce dostać do Raciborza.
Jagna słuchała z uwagą, obcy ludzie byli jéj podejrzani.