Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 197.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   193   —

późno aby iść zaraz do Biskupa. Musiał to odłożyć do rana.
Gdy Hreczyn odszedł i sami we dwu zostali z Żegciem, Stach ponowił pytanie co się tam działo z Jagną. Żegieć tylko ramionami ruszył.
— Wcześnie poszła spać! — rzekł — bo zwykle do północka siaduje a tum jej przybywszy nie widział.
Nie było odpowiedzi.
— Gadajże! — przynaglił Stach.
— Co mam gadać, gdy — niema o czém — odparł sługa i pomilczawszy dodał. — Jéj bo pono w domu niema.
Zerwał się Stach jakby weń piorun uderzył — przyskoczył do sługi — kłamiesz! — krzyknął.
Żegieć dodał — A niema jéj, sam widziałem gdy wychodziła — dotąd Hreczyn we wrotach czy w oknie czeka na nią.
— Wyszła sama?
— Sama.
— Dokąd?
— Któż ją wie! — rzekł Żegieć.
— Pierwszy to raz?
— Nie pierwszy — odparł smutnie sługa.
Przybity stał Stach — własne nieszczęście z pańskiem pomięszało mu w głowie — bezwładny, odrętwiały padł na łoże a Żegieć do nóg mu przyskoczył.