Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 203.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   199   —

jéj nie stało.. Wichfried ją wyniósł i zaraz do innego domu zaprowadzili.
— Sam książe tam był[1]
— Gadają — ciągnął pierwszy — że ją druga jakaś baba podpaliła z zazdrości — widzieli ją jak uciekała. Gorzała słyszę na niéj odzież i włosy.
Podpalono tęgo, na cztery rogi.
— Gdyby nie chowany kruk, w izbie zamknięty, który wrzawy narobił, wszyscy spali i byliby zgorzeli wszyscy.
— Kruka licho nadało! — rzekł jeden.
— Wichfriedowa to żonka ta z Tęczyna!!
— Jaka żonka? — podchwycił inny — on jéj stróżem nie mężem, a tych co koło niéj — ani zliczyć.
Palcem jeden na komnaty książęce ukazał.
— E! stara baba! — przerwał komornik któryś z pogardą.
— Ta! ta! żadna jéj młoda nie dotrzyma — ciągnął pierwszy — ma takie ziele co jak się niem potrze zaraz młodnieje i taką wodę co jak się umyje, kwitnie by róża, i taką maść że jak się nią wysmaruje, wszyscy za nią iść muszą. Wiedźma okrutna!!

— Wojewoda Szczepan co już ledwie dysze, a i ten tam się suwa, Biskup go klnie i dzwoni nań — nie pomaga — mówił inny.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak pytajnika lub kropki kończącej zdanie.