Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 210.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   206   —

w niéj się czuję czystym? Dajcie mi iść tą drogą a resztę zostawmy Opatrzności.
Biskup poruszony wyciągnął ręce aby go objął i uścisnął.
— Tak! — zawołał — tak! Opatrzność chyba czuwać będzie nad tobą — bo ty na nią zdajesz wszystko z ufnością dziecięcia!
A więc — Stań się wola Twoja!
Kaźmierz stał wzruszony, ale uradowany niemal.
— Ojcze mój — począł — o zamiarach Mieszka po trosze wiedziałem. Dopóki tylko własną dzielnicę odzyskać chce — nie stanę mu na drodze. Wątpię jednak aby ziemianie poznańscy, którzy w Łęczycy na samą wieść że ja im Mieszka chcę dać, tak się poruszyli — mieli go łacno przyjąć teraz.
— Ziemianie! — odparł Biskup — temi porusza wiatr który silniéj zawieje.. Dziś są z nami, jutro będą przeciw nam. Mieszek ich część sobie pozyskać potrafi, śmielsi go okrzykną, słabsi zamilczą, ci co się odgrażali pierwsi przyjdą z pokłonem!!
Budować na sercach ludzkich, rachować na tłumy ruchome jak morskie fale — to klecić na piasku..
— Buduję na Opatrzności — rzekł książe.
Gedko się zadumał.
— Starajcież się łaskę Bożą pozyskać sobie — dodał — abyście każdéj chwili czystym byli przed