Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 213.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   209   —

Niemiec uśmiechnął się niedowierzająco.
— E! — rzekł — czarów tu żadnych niema. Niewiasta jest osobliwa jakiéj pewnie drugiéj we wszystkich tych ziemiach nie znaleść, rozumna, piękna, serca wspaniałego, i do Miłości Waszéj przywiązana jako pies. Nie potrzeba napoju ani uroku aby się w niéj rozmiłować, a rozmiłowawszy trwać w tém. Starzy i młodzi, ktokolwiek ją ujrzy głowy tracą i szaleją!
Kaźmierz słuchał z wyrazem twarzy, zdradzającym walkę duszną, to marszcząc się, to uśmiechając, to chcąc potakiwać to przeczyć, bronić się i nakazać milczenie. W końcu uściskał Wichfrieda, i szepnął mu.
— Ty jeden mnie nie potępiasz? Grzeszny jestem! lecz i pustelnicy na Sinaï popadali w ten grzech, któremu słaby człek ulega. Milcz, proszę, nie mów o tém więcéj.
Przywołano starego Rajca, aby ze skarbcu wydał co było dla Doroty potrzeba. Książe jakby sumieniem gnany do żony się udał. Wichfried do wdowy..
Dom do którego się ona czasowo schroniła należał do wojewody Szczepana, ale ten go nie zajmował. Nie był tak obszerny jak dwór który wczoraj spłonął, a stał w niewielkiéj odległości od dymiącego jeszcze pogorzeliska.
Wśród popiołów i niedopalonych głowni dużo ludzi ubogich z kijmi się kręciło, rozrzucając wę-