Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 222.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   218   —

Stach się odważył na pytanie.
— Zkądże wam do niéj ta nienawiść?
Z pół uśmiechem odpowiedziała mu Jagna.
— Alboście to nie widzieli psa i kota co się w życiu nigdy nie spotykali, a zszedłszy się na drodze padają na się? Tak z nią i ze mną. Nienawidzę jéj!
Wstrząsnęła się cała i wpatrując długo w róg izby, jakby zapomniała o Stachu.
— Nie spaliła się! — mruczała — A wrota były zaparte, a dach płonął cały, a spali wszyscy.. Kto ich pobudził?
— Mówią w mieście że kruk! — rzekł Stach.
— Szatan nie kruk — krzyknęła — szatan, co wiedźmy pilnuje. Kruk? czarny! Djabeł! I ona jak kruk żyje żrąc co spotka żywem czy padłem.
Drugiego dnia wstała Jagna, lecz, ona co zawsze była silną i wytrwałą, wlokła się ledwie, przeszedłszy chwiejąc się przez izbę na ławy padała. Twarz miała wybladłą, oczy zapadłe.
— Ona się nie spaliła — mruczała chodząc — a ja zgorzałam aż mi duszę pali!
Złagodniała bardzo. Nie płakiwała dawniéj nigdy, teraz powieki miała od łez czerwone i strumienie ich płynące na licu bladem drogi krwawe popaliły.
Tylko przed Stachem udawała mężną, dłonią