Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 224.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   220   —

mu Bożego obwiały ją, krokiem śmiałym posunęła się aż do kratek. Tu usiadła na ziemi, chusta którą była osłonięta osunęła się, opadła, twarz blada ukazała się cała okolona rozrzuconemi włosami.
Ciekawie na ołtarz patrzeć zaczęła. Sama teraz niewiedziała po co tu przyszła, modlić się nie umiała prawie. Tego co ją nauczyli w dzieciństwie zapomniała. Przyglądała się wszystkiemu co ją otaczało. Na ścianie wisiał Chrystus straszny na krzyżu przybity, z głową zwieszoną, z któréj włosy okrwawione spływały. Cierniem poorane miał czoło, ręce opłynięte krwią, z boku sączyła się krew, nogi były nią zbroczone.. Męczarnie konania wyprężyły piersi, ręce, ramiona, nogi. — Pod stopami miał głowę trupią.
Jagna wpatrzyła się w niego; dla niéj był to obraz życia — patrzała i napatrzéć się nie mogła.
— Wiecznie tak krwią płynąć, męczyć się, być tak przybitym samemu, bo wszyscy swoi odeszli precz wystraszeni śmiercią, konać i niemódz umrzeć, wołać i nie być słyszanym.
Łzy jéj z oczów się polały; zwróciła je w drugą stronę. Tam z kamienia wykuty na desce z głazu stał Chrystus drugi. Niósł swój krzyż na ramionach i szedł nim przygnieciony. Tłum go otaczał który ona znała, tłum zbójów z urągowiskiem na ustach, z pięściami zaciśniętemi, osza-