Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 232.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   228   —

Książe nie odpowiedział. Niemiec czuł że tracił u niego, uląkł się. Niewiedział jak ma postąpić aby się nie dać temu usposobieniu w umyśle zagnieździć. W żart obrócić tego smutku i zgryzoty nie było podobna, czekał, aż książe się odezwie. Po chwili milczenia powtórzył że Dorota bardzo jest nieszczęśliwa. Chciał mówić daléj, gdy Kaźmierz przerwał zniecierpliwiony.
— Weźmij dla niéj co chcesz ze skarbca — obdarz ją w imieniu mojém i niech od niéj będę wolny!
— Wolny? — odparł smutno Wichfried — ale to od was zależy, miłościwy panie.
— Odemnie! — począł książe[1] — Tak odemnie, od ciebie, od nałogu w grzechu. Nie jestem panem siebie. Namiętność ta sprowadza mnie z drogi rozumu i statku. Wieczory które spędzałem z ludźmi rozumnemi, od których się coś nauczyć było można, upływają na płochych zabawkach, zostawiających po sobie gorycz i smutek.. Duchowni z pogardą patrzą na mnie, ja sam brzydzę się sobą. Wszystkiemu winna ta niewiasta, którą zła godzina przyniosła.
Chodził poruszony, Wichfried nigdy go takim nie widział.

— Miłościwy panie — odezwał się — część winy spada na mnie. Wiem to — kochając was, służyłem i w tém chcąc przynieść rozrywkę nie zgryzoty.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak kropki kończącej zdanie.