Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 258.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   254   —

był. Lew zbliżywszy się, nogą mu znak dał, aby osły do domu zabrał — co się też stało. Szedł za nim lew i odprowadziwszy go do wrót domu, zaryczał biegąc nazad do lasu.
Ogłosić kazał Gwidon po kościołach, czy komu osły nie zginęły, a gdy się nikt nie zgłaszał, juki otwarto, a dostatki w nich znaleziono, które posiadłszy, stał się możnym.
Gdy znowu do lasu szedł, a żelaza z sobą nie wziął do rąbania drzewa, spójrzawszy do góry małpę postrzegł, którą z jamy wyciągnął. Ta rękami i pazurami gałęzi nałamała tak wiele, iż stało na obładowanie osła i Gwido powrócił do domu ze zdobyczą.
Trzeci raz przybywszy do lasu, gdy siedział siekierę przysposabiając, ujrzał węża którego z dołu dobył, niosącego w pysku kamień trzema barwami zafarbowany, z jednej strony był biały, z drugiej czarny, z trzeciej czerwony. Wąż pysk otwarłszy i kamień mu na kolana upuściwszy, zniknął. Gwido z kamieniem poszedł do miasta do takiego, co niemi kupczył. Ten obejrzawszy i własności jego uznawszy, dawał mu zań chętnie sto złotych. Ale kamień sprzedany, nazad do niego powrócił. Tak nabywszy majętności z pomocą kamienia tego cudownego, zaciągnął się drwal jako rycerz w służbę pańską. Król o nim słysząc, zawołać go kazał do siebie żądając, aby mu kamień ten sprzedał, albo go precz z państwa wysłał. Gwidon rzekł.