Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 261.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   257   —

kan Pełka opisywać zaczął, jak jest w świętości bogaty, iż tam każda niemal garść ziemi męczeńską krwią i błogosławionych stopami jest uświęcona. Książe rozgorzał niezmiernie myślą tą, jakoby dla siebie i królestwa opiekuna zyskał, i o niczém już więcéj nie mówiono tylko o tém. Opowiadano o cudach, jakie kości świętych ściągały, o wielkiéj dzielności pośredników, o relikwiach po wszystkich krajach rozproszonych, w które jedna tylko Polska najuboższą była, cały bowiem skarb jéj składał się z tego co Bolesław wykupił od Prusaków, Petrek do Wrocławia wyprosił, a królowa Salome dla dzieci swych zostawiła. Rozprawiano jeszcze różne piękne legendy przywodząc o opiece świętych i duchów błogosławionych, gdy pomimo pory spóźnionéj, hałas się dał słyszeć u wnijścia.
A że w téj porze nikt niezwykł był przybywać, rzucili się komornicy pańscy obaczyć co się stało, gdy w progu biskup Gedko się ukazał.
Już pora, o któréj się tu zjawił i to, że sam nie wahał się na zamek jechać, zwiastowały, iż z próżnemi nie przyszedł rękami. Oblicze też starca obleczone smutkiem, mówiło o niedobrém poselstwie, wszyscy ruszyli się z miejsc zatrwożeni, a książe, który się był ożywił rozmową, niespokojny naprzeciw pasterza pospieszył.
— Synu mój — odezwał się Gedko poważnie — nie chciałem abyście z ust obcych dowiedzieli się