Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 262.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   258   —

o tém, co wam przynoszę; zarazem smutek, radę i pociechę niosąc.
Zamilkł trochę. — Oto przed godziną może — dodał — poseł do mnie przybył z Gniezna od ks. Zbisława. Mieszek opanował to miasto, a drobni ziemianie i rycerstwo Poznań mu też oddało!
Biskup mówiąc to, ręce załamał; książe stał prawie niezmieniony, spokojny, głowę tylko lekko skłoniwszy.
— Cóż się z Ottonem stało? — spytał po chwili.
— Mówią, że się przed ojcem ukorzył i z nim przejednał — przebaczenie otrzymawszy.
— Bogu tedy niech będą dzięki! — przerwał Kaźmierz — Bogu dzięki!
W tém Jaksa wystąpił z za stoła.
— Miłościwy panie — począł głośno, poruszony mocno — tego ścierpieć nie można, musiemy iść na Gniezno! Do ciebie ono należało, więc nietylko przeciw synowi, ale przeciw tobie się porwał! Jeżeli mu to ujdzie bezkarnie, możemy się go i w Krakowie spodziewać!
Zawtórowali temu Goworek i Mikołaj Lis brat dziekana.
— Trzeba nam iść nań! — zawołali — i to nie mieszkając, aby nie miał czasu ludzi gromadzić i na inne się rzucić dzielnice. Po Mieszku wszystkiego się spodziewać można. Dowodna rzecz iż ze Szlązakami jest w porozumieniu, a siłę zdobywszy, nie zaśpi.