Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 263.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   259   —

Potwierdzali to wszyscy. Gedko się nie sprzeciwiał. Książe słuchał milczący. Ten i ów wyrywali się z gorącemi mowami przeciw Mieszkowi i Kietliczowi. Chcieli niektórzy arcybiskupa Zbisława wzywać, aby klątwą przywłaszczyciela odegnał. Oburzenie było powszechne, gniewni panowie słów nie mierzyli, wszczęło się wołanie i narzekanie straszne, jakby wnet na wojnę się zabrać miało.
Patrzyli wszyscy na księcia, który stojąc naprzeciw biskupa słuchał, czekał i ust nie otwierał. Biskupowi z myśli swéj nie potrzebował się spowiadać, gdyż wprzódy mu ją już był objawił, lecz gdy Jaksa o cześć i potęgę pańską dbały, nalegał, aby wojsko zbierać i wysyłać, Kaźmierz go ręką i wejrzeniem zatrzymał.
— Jakso miły — odezwał się — spytajcież mnie co ja trzymam o tém. Za miłość twą dla mnie dziękuję ci, lecz jakem to zawczasu mówił, przeciw ojcu i bratu nie pójdę. Wiecie wszyscy, iż ojca wolą było, aby Mieszek Poznań trzymał, wraca więc do tego, co mu było przeznaczone. Na ojcabym się więc porywał a razem na brata, gdybym mu odbierał co doń należy. Niech używa w pokoju!
Zdumienie wielkie ogarnęło wszystkich, spoglądali na się z niedowierzaniem; nikt jednak przeciw tak stanowczo wypowiedzianéj woli pana występować nie śmiał.