Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 014.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   10   —

się podszeptywali, iż nadto niewiasty miłował, aby się zdał na mnicha.
Prawdą niestety było, iż o ile mądrość kochał, o tyle go i niewieścia twarz piękna pociągała ku sobie i mogła cale zbawić rozumu. On sam znał się do téj słabości i wstydził się jéj, a oprzéć nie umiał. Wielu mu ją wybaczało pamiętając na to, co Chrystus powiedział, gdy jawnogrzesznicę ukamienować chciano.
Pięknéj twarzy, wdzięcznego lica, wielkiego serca, książe Kaźmierz łatwo u niewiast powolność znajdował, chociaż i mężczyźni tak samo lgnęli doń i kochali go. Dusza w nim była piękna, która do wszelkiego dobra i piękna jak słonecznik do jasności dziennéj się zwracała. Nigdy on nie zapragnął zemsty, nie pokrzywdził z dobréj woli nikogo, a wielką cześć sprawiedliwości nosząc w duszy, każdy krok swój do niéj stosować się starał.
Już sławne owo w młodości pierwszéj znalezienie się jego ze Stachem z Konar, malowało człowieka i słabość i szlachetność; późniéj wielu słabości młodzieńczych pozbył się książe, a cnót nabył jeszcze. Patrzano nań ze wszech stron ze czcią, jak na wybrańca Bożego. To też rodzina cała, brat Mieszek i dalsi zazdrościli mu miłości ludzkiéj, a z heroizmu jego nieraz się naśmiewali. Ale kto raz się doń zbliżył, nigdy mu się nie stał