Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 087.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   83   —

zumienia iż poselstwo swe sprawił. Gdy się obudził następnego poranku Stach i drzwi otworzyły postrzegł w nich chudego w wysokiéj czapce Juchima, który z obawą do więzienia zaglądał, nie chcąc przestąpić progu.
— Na miłość Boga, — zawołał biegnąc ku niemu Stach, któremu na drodze stróż stanął — uwolnij mnie ztąd, bo inaczéj grzywny twoje ze mną przepadną. Niewiem za co mnie pochwycono, nie jestem nic winien,[1]
Juchim czesząc rzadką brodę palcami usta podniósł do góry.
— Nie winien! — począł mruczeć[2] — A ha! nie winien! Was teraz ani wymodlić ani wykupić, choćby za dwieście grzywien!
— A za trzysta — przerwał Stach.
— Hm! kiedy wy i jednéj nie macie — rzekł Skarbny chłodno.
— Ale ziemię mam, sprzedam ją, zastawię a zapłacę! wołał Stach.
Juchim ręką zamachnął w powietrzu, w tém stróż szelest jakiś posłyszawszy, rozepchnąwszy ich co prędzéj, drzwi zaryglował.

Znowu tedy dzień cały zszedł na próżném dręczeniu się myślami. Pod wieczór, dosięgnąwszy okna począł więzień próbować, czy go nie potrafi wyłamać, ale gdyby się to nawet udało przekonał się że przez ciasny otwór wydobyć się nie potrafi.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; zamiast przecinka winna być kropka.
  2. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak kropki kończącej zdanie.