Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 102.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   98   —

nalegała o pośpiech tylko, resztę zdając na Stacha i Koniuszego. Gdy na wytchnienie stanęli w lesie, nie rozmyślając się długo, odziała się całkiem po męzku, wzięła zbroję, głowę okryła hełmem, który jéj twarz okrywał, a że do konia dosyć była nawykła, wzrostem zaś mężczyznie równała, płci jéj trudno w przebranéj poznać było. Ludziom pod najsurowszą karą zakazano mówić o pani, jako rycerz i ziemianin przybyć chciała do obozu Wojewody, do którego się wszyscy garnęli.
Gdy ją tak przebraną Stach zobaczył a zbrojną, ledwie i onby był Doroty się w rycerzu mógł domyślać. Z odzieżą tą i orężem przypasanym nowe w nią wstąpiło męztwo, odzyskała śmiałość i butę a lekceważenie wszystkiego. Po drodze pytano języka u ludzi, po chatach, od przejezdnych, nie umiejąc pogodzić sprzecznych wieści, które co krok się mieniły.
Wiedzieli tylko wszyscy i na to się godzili, że w Krakowie już ani Biskupa, ani Wojewody, ani ziemian nie było żadnych, nikogo prócz dworu i ludzi książęcych. Po zamkach i dworach wszyscy siadali na konie i sposobili się do obozu.
Lud prosty, krom tego, że wszelkiéj wojny i zawichrzenia się obawiał, niewiele zresztą troszczył się o to, co się w górze działo, od niego języka dostać było trudno. Po lasach i dalszych osadach wiedziano zaledwie kto w kraju panował