Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 113.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   109   —

czuł zwolnionym. Zawczasu, nim na dwór biskupi obmyślano najście obliczono się z siłami. Księciu zdawało się że Gedko zbrojnych ludzi miał mało. Zażyć téż miano fortelu, wyciągnąć go na zamek do pana; zkąd pokryjomu na wozie okrytym wysłać go chciano.
Była godzina ranna bardzo, ale naówczas dzień się dla ludzi wcześnie poczynał. Na Prymę już wydzwoniono, nie spał nikt.
Gdy się ochmistrz ukazał, Kietlicz zapytał o Biskupa.
— Książę go pilno dla rozmowy na zamek prosi i mnie przysyła — odezwał się.
— Dla rozmowy? — powtórzył urzędnik biskupi, poprawując na sobie odzieży — ale księdza Biskupa niema.
Kietlicz się cofnął.
— Jako, niema? — krzyknął.
— A niema?
— Gdzie jest? w kościele?
— Nie w kościele — odparł ochmistrz ruszając ramionami. — Jego miłość nie tłomaczy się przedemną, dokąd idzie lub jedzie.
— Pojechał? poszedł? — wołał Kietlicz rozpaczliwie.
Na to pytanie urzędnik zwlókł odpowiedź, gdy tuż ukazał się w sukni duchownéj mężczyzna poważny i przystąpił do Kietlicza.