Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 128.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   124   —

wracający z Sandomirza. Stawił się naprzód do Kietlicza. Zobaczywszy go samego, zrozpaczony już i tak Kietlicz, rzucił się nań jak na pastwę, chcąc dowiedzieć co przywoził.
Pierwsze co widoczne niósł z sobą na twarzy i w ruchach, podsędzia, to były resztki pijaństwa jeszcze zupełnie nie otrzeźwionego. Sprawiało ono że Mierzwa mimo niepowodzenia, widział wszystko w barwach dosyć jasnych.
Gdy Serb przypadł doń gwałtownie, z pogardą wpatrując się w zataczającego trochę przybysza, Mierzwa słodko bardzo przemawiać doń zaczął.
— Niechno, miłość wasza ma cierpliwość — rzekł, — niema nic tak zrozpaczonego, aby się niepomiernie sierdzić. Niema jeszcze nic.
— Powracasz sam? gdzie książę? odmówił więc przyjazdu? Czemużeście go nie przymusili?
Mierzwa nie goloną od dwu dni brodę pocierał z nałogu.
— Niechże no, miłość wasza, posłucha jak to było — odezwał się — rzecz to ciekawa. Przybyłem na zamek do Sandomirza, mogę powiedzieć, przyjęty tam jak słudze pańskiemu przystało. Najśliczniéj. Posadzono mnie u stołu przy ks. Opacie.
— Mów do rzeczy! — zawołał Kietlicz. — Książę Kaźmierz?
— Nie było go! nie było! — odparł Mierz-