Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 138.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   134   —

pokazał, że Skarbny się po nim nie wiele spodziewać może.
Juchim w milczeniu zbierał jego słowa.
— A! a! — jęknął — co to będzie z nami! co będzie z nami!
Mierzwa już znowu podpiwszy, był dobréj myśli.
— E! daremna troska cię gryzie — rzekł — co ma być? My pierwsi pójdziemy się nowemu panu pokłonić, głowy nam nie zdejmie! Dobry pan!
Żyd westchnął.
— Dobry pan — mruknął — z dobremi panami niema dobréj roboty.
Wytrzymawszy tak Skarbnego, z miną rozjaśnioną i tryumfującą powstał z siedzenia podsędzia i zbliżył się do ucha jego.
— Ty jesteś — odezwał się rozweselony — wcale nie głupi człek, ale ty patrzysz za daleko a nie widzisz nic. Wypędzą Mieszka? myślisz że spokojnie wytrwa, że nie będzie probował powracać? zamiast jednego, któremu służymy, będziemy mieli dwu, którym będziemy potrzebni. Albo to od obu brać i dwom służyć nie można, kto ma rozum!
Chrząknął Mierzwa i popił.
Ze wszystkiego co dotąd mówił, ostatnie się widać najrozumniejszém wydało Juchimowi, głowę skłonił i umilkł.