Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 167.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   163   —

mu z jego strony niebezpieczeństwo się zapowiadać. Rada więc była co rychléj doczekać męża i wiedzieć co myśli.
Starszy ten brat księżnie Helenie zawsze się dosyć strasznym wydawał, a teraz gdy się bronić musiał, Kaźmierza posądzać — więcéj niż kiedy.
Walczyła z sobą księżna i tak będąc dość niepewnego umysłu, czy życzyć mężowi głównéj stolicy, naczelnictwa w rodzie, czy się dlań tego obawiać.
Miała dumy dosyć, pochlebiało jéj to że Kaźmierza wynieść chciano, myślała o przyszłości syna, to znowu lękała się niepokoju, podstępów zdrady.
Życie w Sandomirzu płynęło jéj szczęśliwie. Wprawdzie książe się ztąd często wyrywał, ale z Krakowa musiałby jeszcze więcéj po szerszém państwie i nad granicami się rozglądać. Mniéj więc siedziałby na zamku? Sama niewiedziała co jemu, sobie i dziecięciu życzyć, czego pragnąć..
Jaksa téż siedzący na zamku ciągle, od wyjazdu księcia niecierpliwił się nieobecnością jego. Należał on do tych co wyniesienia Kaźmierza najdawniéj i najgoręcéj pragnęli, nie dla żadnych widoków osobistych, ale przez miłość dla niego.
Niecierpliwiła go obojętność księcia, i to co uporem nazywał. Rosło podrażnienie jeszcze w mia-