Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 186.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   182   —

prowadźcie. Powiecie księciu żeśmy przyszli aby go od napaści strzedz i stać przy nim.
Zdziwił się zrazu Papibor temu dobrowolnemu zrzeczeniu się, ale że dość miał dumy i ochoty do przodowania, nie opierał się.
— Mnie to tam wszystko jedno — rzekł — niech drudzy wybiorą i obwołają kogo chcą.
— Byle nie mnie, bom ja nie znany człek — odpowiedział Stach — ja sobie stanę w kupie...
W początku chciano Stacha zmuszać, wołano nań, ale się wyprosił. Głosowano więc, jedni Papibora, drudzy Sułka mieć chcieli, stanęło na pierwszym. Stach wjechał w szeregi i skrył się w ostatnich aby na oczach nie być.
Zbliżali się już do klasztoru, około którego, jak innych dni ruch żywy panował, bo pospieszano z budową dopóki pora służyła. Z górnego brzegu na którym się mieściły Cysterskie szopy i mury, widać było okolicę, znaczny oddział rycerstwa jadący ku klasztorowi, niemógł ujść oczów księży i robotników. Stach postrzegł że tam już stawano przypatrując się im i w obawie aby książe nie uszedł, radził kroku przyśpieszyć.
Stanęli u furty i zaczęli dzwonić, wrotny otworzył okienko niespokojném okiem mierząc przybyłych, którzy się natarczywie domagali wpuszczenia i rozmowy.
Papibor zsiadłszy z konia wołał o Opata lub Przeora.