Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 213.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   209   —

godzę na ciebie, nie pragnę nic. Kocham cię i szanuję.
— Ja pójdę z tém przekonaniem — odezwał się Mieszek, że ty Kaźmierzu wolę masz czystą ale ducha słabego, ludzi nie znasz ani samego siebie.
Przeszedł się poruszony i jak niepewny co pocznie.
— Pamiętaj to — dodał — oni cię wplączą w wojnę ze mną, a będziesz jéj miał na życie całe! Stanie jéj i dla dzieci twoich! Jam nie ten co wygnany siada na kamieniu i płacze, łez nie mam ale dłoń, żelazną!
Podniósł pięść do góry i poruszył się jakby szedł ku oczekującemu nań koniowi. Wichfried, któremu lżéj się zrobiło gdy ujrzał już niemal oddalające się niebezpieczeństwo, sam poskoczył uzdę potrzymać, ale Kaźmierz go wyprzedził i z pokorą młodszego brata wziął konia przyprowadzając go sam Mieszkowi.
Stary drżał jeszcze tak że cugli nie mógł ująć ani znaleść strzemienia. Stał patrząc na Kaźmierza i powtarzając mu cicho.
— Pomnij! wojna ze mną nie igraszka! To bój na cały żywot twój i po za żywot może! Jam twardy, ustraszyć się ani zmódz nie dam, ni Biskupom, ni ziemianom — nikomu!
To mówiąc na konia skoczył, który poczuwszy go na sobie, drżał już cały i rwał się do chodu, aby doń nie był zmuszony ostrogą.