Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 236.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   232   —

— Znużony jestem — szepnął — spoczynku potrzebuję, proszę, przyjmijcie biskupa za mnie.
Posłuszna księżna nieśmiałe wejrzenie rzuciwszy na męża, wyszła powoli, a Kaźmierz, który zobaczył stojący tuż klęcznik z krzyżem do modlitwy, jakby pod opiekę Bożą chciał się uciec, padł na kolana zasłaniając twarz dłońmi.
Jaksa z Wichfriedem spojrzeli po sobie i wyszli.
Tym czasem w wielkiéj izbie, w której biskup zasiadał, oczekiwano na księcia. Wojewoda Szczepan, Żyra stary, Sambor, Leszczyce, Bogorje, Cholewa, czoło ziemian krakowskich otaczali pasterza. Jaksa z Wichfriedem wchodząc zbliżył się do Gedki i na ucho mu szepnął, że książe się modlił prosząc, aby mu spocząć dano nieco.
Nie zdziwiło to wcale biskupa, ręką dał znać jakby już wiedział o tém i zwrócił się do otaczających.
— Spodziewałem się tego, że na opór trafiemy — rzekł cicho — wiem, że silny będzie, ale przemódz go musiemy.
Wszyscy skinieniami potakiwali. W tém Wichfried też zbliżył się do biskupa. Spotkanie i rozmowa w lesie z Mieszkiem, którą mu Kaźmierz powtórzył późniéj, a część jéj on sam pochwycił nie była jeszcze biskupowi wiadomą, zdało się Wichfriedowi, że powinien mu o niéj oznajmić.
— Książe — odezwał się poufnie — kilka dni