Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 258.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   254   —

fried strach jego wyśmiewać począwszy, prawie gwałtem wymógł że przyprowadzić mu ją na chwilę pozwolił.
Za wczasu tego dnia przed jutrzejszą podróżą wszyscy się porozchodzili, Kaźmierz u żony posiedziawszy chwilę, powrócił do swéj komnaty.
Tak mu jednak wiele na głowie ciężyło, iż choć z Wichfriedem się umówił o posłuchanie dla wdowy, zapomniał o niém zupełnie. Goworek był z nim jeszcze na rozmowie, gdy niemiec wszedłszy dał znak że wdowa nań czeka w Henrykowéj komnacie.
Kaźmierz z pewną obawą i wahaniem, wszedł do niéj.
Izba była przyćmiona nieco, gdyż tylko dla przejścia przez nią mała się w niéj lampka paliła. Wśród tego mroku, na którego tle biały płaszcz Henryka i zbroja jego jak widmo stały — zaledwie dojrzeć mógł książe niewiastę która nań oczekiwała.
Stanęła jednak tak aby słabe lampki światełko całe na nią padało, a w półcieniu tym, który piękność jéj czynił powietrzną i mglistą, jak drugie widmo jakieś zjawiła mu się ta piękność, któraby może o świetle słoneczném namiętném swém licem, mniej uczyniła wrażenia.
Z żałobą idąc ubrała się téż żałobnie, czarno, lecz zalotnica i wielka pani nie zapomniała łań-