Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 261.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   257   —

Przedłużało się posłuchanie, a że Dorota milczała, niemogąc dobyć głosu i oczyma tylko badając Kaźmierza, a oczarować usiłując, odezwał się łagodnie.
— Mówcie co dla was uczynić mogę?
— A! najmiłościwszy panie — przemówiła nareście — ja się na nogach utrzymać nie mogę, ty stoisz przed służebnicą twoją! Ja muszę ci opowiedzieć losy moje, posłuchasz mnie litościwie. Potém samo twe serce królewskie powie ci co masz uczynić dla mnie.. Litość czytam w oczach twoich.
Kaźmierz usiadł naprzeciw niéj; głos jéj, postawa, wdzięk nieszczęśliwéj przykuwały go do miejsca. Wdowa umyślnie przedłużała posłuchanie, a że mówić chciała cicho, pod pozorem by słyszaną lepiéj była, zbliżyła się tak że książe oddech jéj mógł uczuć prawie.
— Miałam najlepszego ojca który mnie kochał i popsuł, bo do miłości przyzwyczaił. Jego dobroć zazdrość w braciach obudziła. Kochałam będąc wyrostkiem ubogiego ziemianina, za którego mnie nie dali. Zabili go.
Zmuszono iść za starca! Zmarł ojciec, poczęło się prześladowanie, chcieli mi wydrzéć co on zostawił. Szukałam opieki, zakrzyczeli żem gachów szukała; ja — ja — dodała ręce podnosząc — com nie kochała tylko raz gdy byłam