Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 073.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   69   —

— Grożą, że gwałtem konie zabiorą i ludzi popędzą — dodał Stach.
Spuściwszy głowę stary zafrasowany, nie odpowiedział jeszcze. Nierychło podniósł oczy i westchnął
— Jak się tu opierać i prawa szukać, — rzekł smutnie. — Niech ich licho porwie! gotowi gwałt uczynić jaki! Odczepnego ich zbyć, konie dać, a niech idą do...
— Ależ to nie ich ziemia! — zakrzyczała Jagna.
— Będziesz że z niemi wojnę prowadziła? — rzekł stary. — Ich ziemia czy nie, krakowski książę zwierzchnią władzę ma, a choćby jéj nie miał, gniewać go — źle. Nie daleko granica, mścić się będą, spokoju nie dadzą!
Ręką zamachnął.
— Kat ich bierz!
— To musi być Kietlicz sam, — mówił Stach, — bo bardzo zuchwale pod bramą stojąc, włamaniem się grozi. A nie tylko przewodu chce, ale ukarania tych, co mu go odmówili. Dobija się, jakby moc i prawo miał!
Sciborowi ręce się aż załamały z niepokoju i trwogi, czuł się słabym. Jagnie piersi się podnosiły gniewem, usta drżały.
— Precz by go odegnać zuchwalca — zawołała. — To ziemia księcia Kaźmierza, on tu żadnego prawa nie ma. Gródka przecie siłą nie