Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 078.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   74   —

Wy tu ze mną wojnę prowadzić myślicie hę! a wiecie z kim!
— Hej no, hej! ktoś kolwiek jest, ciszéj! — odparł Stach, — toż nie w zdobytym grodzie jesteście a na ziemi pana Kaźmierzowéj, przystałoby tak głosu nie podnosić...
Kietlicz poskoczył ku niemu, mierząc go od stóp do głów iskrzącemi oczyma.
— Cóż ty, ty jakiś, będziesz mnie tu uczył? ty, mnie? Jam tu z ramienia pana, który i nad Kaźmierzem waszym jest i nad wszystkiemi! Rozumiesz?
Już się kłótnia na dobre miała zawiązać, bo Stach ustępować nie myślał, gdy drugie drzwi się otworzyły i wylękły tym hałasem Scibor o dwu kulach powoli się wlokąc, wystąpił sam, przygarbiony, wpół złamany, z włosy siwemi i brodą okrywającą mu piersi obnażone. Widok starca zgrzybiałego, drżącego, niedołężnego, na chwilkę opamiętał Kietlicza nieco. Gniew jego nie ustał, ale nieco złagodniał. Rzuciwszy Stacha, wprost poszedł na starego.
— To wyście tu władyka! — zawołał do niego — wy! A dobry u was ład i posłuch dla książęcych urzędników. Wiecie ktom jest?
Stary podniósł ku niemu głowę, któréj usta bezzębne, otwarte, z wargami drżącémi i zbielałe oczy wyrażały więcéj zdumienia niż postrachu.
Nie czekając odpowiedzi Kietlicz, krzyczał ciągle.