Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 133.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   129   —

się mu sprzyjać nastręczywszy schronienie u Leszczyca i Bogorję do pomocy; ztąd jak z ogniska na wszystkie strony sięgnąć było można.
Dokąd się naprzód miał udać i jak poczynać, rozmyślał właśnie. Leszczyc mu się dogodném wydawał narzędziem, a dom jego najlepszym do wycieczek obozem. Bogorja mógł być pośrednikiem, inne znajomości łatwo się przez niego porobićby dały. Imię Kaźmierza już raz rzucone zostało i nie znajdowało oporu, trzeba więc było otwarcie go zalecać i jednać mu pomocników.
Z temi myślami plączącemi mu się po głowie. Stach rozgorączkowany to się zdrzémywał, to budził, a nie one jedne go trapiły marami swemi. Biedny człek, który imienia i przeszłości wyrzec się musiał, nie miał gniazda ni rodziny, niewiast też nie znał krom takich, z któremi gdy się jednego dnia zrobi znajomość drugiego się do nich nie przyznaje.
Piękne liczko Sciborzanki śmiałéj, dumnéj, prawdziwéj córki rycerza, utkwiło w jego pamięci dziwnie; prześladowało go przez drogę, nie dawało pokoju i teraz. Dziewka dlań była jakby z innego świata, rodem z niebios czy z piekła, podobnéj i w swych włóczęgach po świecie nie spotkał nigdzie. Wzrok pogardliwy, lekceważący, nienawistny jakim na niego rzucała, piekł go dotąd jeszcze, oczów tych zapomnieć nie mógł, widział je zwrócone ku sobie, paliły go, jak dwa