Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 139.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   135   —

dzie, wie, że tu gorąco u nas i potrzebny nam a biskupowi.
— Tymczasem też u mnie macie gotową gospodę — dodał Leszczyc — nie nawijajcie się tylko Kietliczowym na oczy.
Stach ramionami ruszył.
— Miłościwy panie — odparł — choćby się do mnie uczepić mieli, ja skóry nie pożałuję, bylem się jemu i sprawom jego mógł zbliska przypatrzéć. Kto na zwierza polować ma ochotę, powinien długo wprzód nań naglądać.
— O! o! ochotę nań macie! — rozśmiał się Leliwa.
— Jak Bóg żyw, ogromną — zawołał Stach. — Toć lepsze niż na niedźwiedzia polowanie.
Rozmowa się przeciągnęła jeszcze, gdy ten i ów począł Stacha rozpytywać o Kaźmierza, o życie jego, o którem on nie rad był szeroko rozprawiać aby się nie zdradzić. W tém Jaśko Bogorja nadciągnął za druhem zatęskniwszy. W progu zaraz się z tém oświadczył, że radby go zabrać z sobą do miasta, bo o mroku nikt poznać nie może, a dobréj myśli razem zażyć chciał. Leszczyc przestrzegał, aby na Kietliczowych gdzie nie popadli, ale oba młodzi to sobie lekceważyli.
Nie broniono więc im uciechy i pod ręce się pobrawszy ze dworku poszli.
Bogorja w rynku mieszkał gospodą i tam przyjaciela ciągnął. Wieczór był już, ale nie noc