Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 167.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   163   —

— O Boże mój miłościwy! o święci pańscy! ratujcie!
Usłyszawszy to Mierzwa ulitował się niby wielce, ręce złożył.
— Biedny człeczku! — zawołał — a cóż to ci jest! a czegoż to tak jęczysz nieboże! Mów a prędko, aby prawica książęca domierzyła ci sprawiedliwości, jeżeli jesteś pokrzywdzonym. Na to ja tu jestem wysadzony, na to władza książętom dana od Boga aby zakon trzymali. Mów, kochanie, nie sromaj się, rozkryj serce, otwórz usta i ulżyj uciskowi swemu..
Jęczący człek miał się już odezwać, gdy pierwszy, który był wszedł przed nim, uśmiechnięty i kłaniający się, nie dał mówić i sam podchwycił.
— Miłościwy panie (tu wskazał na związanego obu rękami) toć zbój jest, złodziéj jawny! Krów mi moich dwie z cielętami skradł i w swoim chlewie zamknął. Nieszczęśliwy, pokrzywdzony tracąc ostatnią chudobę, rozpaczałem! Myślałem że wilcy rozszarpali żywicielki moje, że mi z głodu przyjdzie zdychać z drobnemi dziatkami, gdy mi dano znać że moje krówki u tego złodzieja w chlewie. Odkryło się złoczyństwo!
Związany człek słuchając oskarżenia wzdrygnął się.
— A niechże cię kłamco bezwstydny, niech cię pomsta dotknie Boża! — zakrzyknął.