Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 168.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   164   —

— Człecze dobry! nie unoś się nie klnij, proszę! — odezwał się Mierzwa.
— Jakże się tu wstrzymać, gdy tak jawna krzywda się dzieje — zawołał związany. — Nie skradłem mu nic, jawnie, w biały dzień zająłem mu krowy, które moje zboże spasły, na polu własném. Było żyta na pięć kop, nie zostanie go i na dwie. Bydło zająłem w szkodzie.
Obwiniony, spasły człek uśmiechnął się pogardliwie i ruszył ramionami.
Mierzwa przerwał.
— O źle, źle, kochanie moje! radzisz sobie nie ładnie! Do występku swojego dodajesz gorsze może nadeń kłamstwo. Gdzież świadkowie? Niema? widzisz!! Bydło skradzione znaleziono w twojéj oborze, rzecz jawna. Kajaj że się i sromaj niepoczciwéj sprawy twéj.
— Miłościwy panie — zawołał w piersi się bijąc związany — przysięgnę!
— O! o! zgroza! okropność!! krzywoprzysięztwo! — zakrzyknął Mierzwa. — Tego już nadto! A toć staje i świadczy przeciwko tobie człowiek nam znany, który nigdy obwinionym nie był, wierny sługa zamkowy, panu swojemu miły. I wy śmiecie — —
— Panie! — głosem rozpaczliwym odezwał się obwiniony.
— Bereza! — przerwał Kietlicz z góry — końca