Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 192.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   188   —

To mówiąc twarz dziwnie wykrzywił, zmrużył jedno oko, usta mu się przeciągnęły — Kietlicz zamyślił się.
— On mi jest nawet trochę pieniędzy dłużny, — dodał żyd — mogę z nim pogadać...
Kietlicz przerwał zadumę.
— Zuchwalec jest! — rzekł krótko.
— A! a! — zawołał Juchim, — z ostrym nożem niebezpieczno, to prawda jest ale on lepiéj kraje niż tępy.
Człowiek biedny bywa zuchwały z rozpaczy. — Jeżeli to Stach, a mnie się tak widzi, czemu koło niego nie próbować? czemu go nie wziąć na żołd.
Myśl poddana przez Skarbnego zdała się przyjmować powoli w Kietliczu — ale ani przyzwalał ni się z przyjęciem śpieszył.
— Nie jesteście pewni kto on — rzekł podumawszy — popróbujcie wprzódy się o tém przekonać. Na dwór do Sandomierza lada kogo posłać nie można! Niepewnego człowieka używać gorzéj niż żadnego.. To wasza sprawa.. no — próbujcie go..
Ruszył ramionami.
— Ja mam moich co mi donoszą, — począł ciszéj. — Nowych rzeczy się nie dowiem. Zmowy na nas czynią, zbierają się, jeżdżą, jedni drugich podszczuwają. Kaźmierza oni wszyscy na ustach mają.
Chytry Wojewoda po nocach jeździ do Biskupa, a Gedko wszystko prowadzi, do wszystkiego podburza. Na Biskupim dworze wszystkiego