Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 258.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   254   —

przyznaje że z temi psy około trzody się zwijał. Cóż dziwnego że wściekłe bestje na owce się rzuciły? Albo to nowa i niezwykła rzecz? Dowodów innych niema, oprócz tego prawdopodobieństwa, prawo więc nakazuje na niém się opierać. Owa baśń o gonieniu za wilkami pachnie wykrętem. Prawdę rzekłszy pasierb winien nie pastuch i on matce swéj czy macosze trzodę nagrodzić powinien, on! on, nie kto inny! Sprawiedliwość tego wymaga!
Znowu książę odwrócił się do swoich, a Mierzwa z rękami do nieba wzniesionemi, z twarzą rozpromienioną, wielbiąc rozum pański, zawołał.
— O niezrównana mądrości pana naszego!
Inni za nim pomrukując, sławić ją poczęli.
Z twarzą wyzywająco szyderczą książe się zwrócił ku Biskupowi, jakby go do wypowiedzenia zdania wyzywał, gdyż Gedko milczący dotąd, oprócz urazy że był zapomniany i lekceważony, nie dał znaku ani przeciwieństwa ani zgody.
— Cóż wy na to ojcze? — spytał.
Gedko twarz przyoblókł powagą wielką, zmieniła się ona, rozpromieniła natchnieniem razem i obrażoną dumą — odwrócił się do księcia powoli.
— Miłościwy panie — rzekł poważnie — istnie Bóg sam mnie tu dziś sprowadził na tę sprawę, która jakby umyślnie dziś się właśnie przygo-