Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 261.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   257   —

W chwilę potém izba była pusta, a na zamku zapanowało złowrogie jakieś tajemnicze milczenie.
Książe wprost ztąd, zamiast do komnat żony i izb w których ze dworem do stołu siadał, poszedł do swéj sypialni. Skinął na Kietlicza, który się wlókł za nim posłuszny. W dwu słowach dany już był rozkaz załodze zamkowéj, aby stała w gotowości, aby się nikt ze dworu oddalać nie śmiał.
Przerażeni wszyscy, czegoś strasznego oczekując, chodzili niespokojni, losy Szczodrego przychodziły na pamięć. Tak samo Stanisław ze Szczepanowa napominał go publicznie.
Izba do któréj wszedł Mieszek z Kietliczem, była zwykłą do narad i rozkazów potajemnych przeznaczoną.
Nie było w niéj przepychu, ale wygoda wszelka i niemieckich wymysłów sprzęt nie tak okazały jak do spoczynku i pracy najpodatniéjszy. Znać było tu pana który dla oka w domu czynił mało, dla dogodności wiele. A że w tych czasach zawsze się musiał każdy mieć pogotowiu do obrony, był téż oręż i broń różna po ścianach i kątach.
Tu zwykle Kanclerz spisywał przywileje przy świadkach, więc i do pisania przybory na stole leżały i pulpit do rozkładania ksiąg, gdyby się ich radzić przyszło. Choć Mieszek prawa obcego ani żadnego bardzo szanować nie chciał, wolę