Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 267.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   263   —

To mówiąc książe z ramion zrzucił płaszcz, odpasał miecz, zdjął suknię i pochwyciwszy kaftan ze skóry bawoléj, szybko wciągać go zaczął, natychmiast nań suknię wdziewając i mieczem opasując się znowu.
Kietlicz postawszy u progu chwilę, ze spuszczoną głową, odszedł powoli — ciężkie brzemię niosąc na sobie.
W komnacie w któréj się to odbywało, nie było nikogo, lecz gdy Kietlicz drzwi jéj otwierał, zdało mu się iż posłyszał szybko oddalające się kroki, jakby od progu uciekającego co żywiéj człowieka. Rzucił się za nim strwożony. Łatwo który z dworzan lub czeladzi stać mógł na podsłuchach, uląkł się by zdrady nie było. Nie dowierzał nikomu.
Pędził co sił stało, lecz ociężały i krótkonogi, nim do przedsieni dobiegł, nie znalazł śladu ni słychu. Tu chodniki kryte rozchodziły się na różne strony. Cicho było dokoła i pusto, pusto nawet w wewnętrznych dziedzińcach. Pocieszył się tém Kietlicz pot ocierając z czoła, że mu się ów szelest przysłyszał.

KONIEC TOMU PIERWSZEGO.