Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 1 012.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Szelest jakiś w lesie znać je nastraszył, poznały nieprzyjaciela, nastawiły uszy, rozdęły chrapy, zaczęły niecierpliwie nogami kopać ziemię, jeden z nich zarżał, a echo po lesie poniosło ten dziki głos... który się rozległ i powtórzył słabiéj za łąką...
Z szałasu pokazała się głowa cała włosami okryta długiemi — zarosła rudo; dwoje oczów ciemnych skierowało się naprzód ku koniom, potém ku niebu, ruch się dał słyszeć pod gałęziami. Wkrótce potém rozgarniając je, wydobył się z pod nich człowiek słusznego wzrostu, krępy i barczysty. Długiém leżeniem i snem skostniałe wyciągnął członki, ziewnął, strząsnął się — popatrzał na niebo potém na konie... te zobaczywszy go, zwolna zaczęły się zbliżać ku niemu. Nadstawił uszu bacznie. Nic słychać nie było... prócz szumu lasu, śpiewu ptastwa, mruku strumienia.
Człowiek wyglądał dziko, włos bujny, poplątany spływał mu kudłami na barki i osłaniał nizkie czoło, tak, że oczy wprost z pod nich patrzały. Reszta twarzy także była zarosła, ledwie część policzków, zarumienionych snem i chłodem, dobywała się z pod wąsów i brody — wśród których ust prawie znać nie było. Sukienna, wełniana, gruba odzież brunatnego koloru, okrywała mu ramiona, pod szyją spięta na guz i pętlę. Nogi miał téż suknem i skórą poobkręcane, a stopy obwite nią i pasane sznurami. Z pod rękawów sukni