Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 1 036.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Hengo parę razy spojrzał ku niéj; dziewczę zarumienione cofnęło się nieco; lecz wnet odzyskawszy śmiałość, na pierwsze miejsce wróciło. Niemiec wziął nieznacznie z ławy jeden z pierścieni i na palcu go potrzymawszy przeciw oknu, wyciągnął ku dziewczynie.
— Niech to będzie mój gościniec za gościnę — rzekł, podając go pięknéj córce Wisza, która zmieszana, dumnie spoglądając cofnęła się i potrząsnęła głową.
— Przyjmijcie go, on wam szczęście przyniesie — rzekł Niemiec.
Nie mówiąc nic, nie posuwając ręki, dziewczyna cofnęła się powoli. Ojciec na nią spojrzał, potrząsła głową i skryła się za inne. Hengo więc podał go drugiéj siostrze, która zapłonąwszy mocno, rękę wyciągnęła fartuszkiem okrytą i podarek z radością przyjęła. Wnet bratowe i czeladź skupiły się około niéj, aby to cudo oglądać. Szybko pobiegły z nim do komory... do matki... Słychać było szeptanie długie, jakby gniewne... a po chwili wyszła obdarowana, w końcu fartuszka niosąc zawinięty kawałek bursztynu ciemnego. Spojrzała na ojca, który głową skinął i nic nie mówiąc, na ławie go przed Niemcem położyła.
— Weź to! — rzekł Wisz — nam się za gościnę podarków brać nie godzi.
Z uśmiechem Hengo zabrał bursztyn, obejrzał go i wpuścił do worka, który miał pod suknią.